29 grudnia 2011

w różu

Malutki fascynator z jasnego sinamayu w kolorze różowym z cekinową aplikacją i woalką.
Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie mi się nad nim pracowało :) z cekinów zrobiłam trzy aplikacje w kształcie kwiatów które uważam za uroczy dodatek :)
Co myślicie o nim?





25 grudnia 2011

bieganina z czekoladą i różem w tle

Jestem ostatnio bardzo zajęta więc znów blog poszedł w odstawkę... naturalnie nie oznacza to, że nie craftuję. Zrobiłam kilka par kolczyków, które jeszcze przed zrobieniem zdjęć znalazły nowe domy (a właściwie uszy ;) ).

Zostałam także poproszona o zrobienie świątecznego prezentu dla pewnej damy - fascynator miał być w kolorze delikatnego różu, dodałam do niego czekoladowy brąz - myślę, że te kolory prezentują się razem pięknie! Baza fascynatora ma nieco podwyższoną formę, dlatego ostatecznie wylądował on na opasce a nie na grzebyku.

Muszę przyznać, że jestem z tego zamówienia zadowolona i mam wielką nadzieję, że przyszła właścicielka też będzie - dodam tylko, że jest ona Angielką, więc nie powinna mieć oporów przed założeniem takiej ozdoby ;)

Podrzucam foto fascynatora i zmykam dalej świętować... (czyli... jeść...) ;)
Trzymajcie się ciepło i cieszcie pięknymi chwilami...
Wszystkiego Najlepszego!

27 listopada 2011

ćwirek

Ćwirkospinka :)

PS. wygląda obłędnie z kokiem! :)





21 listopada 2011

belgijskie obserwacje w drodze po gofra

Miesiąc w Brukseli minął niesamowicie prędko. Ze względu na marną jakoś kradzionego internetu nie spędzałam na blogowaniu zbyt wiele czasu więc mam tu teraz sporo rzeczy do odkurzenia.

Zacznę od tego kilku słów o pobycie w Brukseli. Jest to miasto wielokulturowe i widać to na pierwszy rzut oka. Właśnie ta multikulturowość zrobiła na mnie spore wrażenie... Jeśli ktoś jeździ do pracy/szkoły codziennie jakąkolwiek komunikacją miejską (w której podróż trwa mniej niż rozdział w książce czy artykuł w gazecie) śmiem twierdzić, że zaczyna prowadzić swoistą obserwację swoich współpasażerów. I tak oto bazując na obserwacjach prowadzonych w metrze wyróżnić można kilka grup ludzi mieszkających w Brukseli:

wśród płci pięknej:

1. piękna, młoda, atrakcyjna, niesamowicie umalowana i świetnie ubrana muzułmanka.
2. mniej piękna, starsza choć wciąż z atrakcyjną twarzą muzułmanka w tradycyjnym stroju swojego kraju (najczęściej z Maroka).
3. zmęczona życiem kobieta ze zniszczonymi dłońmi, jak się okazuje przy baczniejszej obserwacji, czytająca historię nieszczęśliwej miłości Beaty C. z Zabrza i jej sąsiada Zenona G. który romansował z jej siostrą...
4. młoda studentkę... specyficzne rysy (nie mówiąc dosadnie, że jest po prostu mało atrakcyjna) znaczą o tym, że ma belgijskie korzenie. Czyta, słucha muzyki lub obgryza paznokcie i nie prowadzi obserwacji.
5. grupka głośnych, hiperaktywnych studentek mówiących po angielsku - Erasmus, wiadomo...
6. słowiańska buzia, kobieta w średnim wieku, ubrana schludnie ale bez rewelacji modowych.
7. soczyście wymalowana, czarnoskóra kobieta - najczęściej z bobasem w wózku i/lub jednym obok :) swoją drogą te małe dziewczynki są super, uśmiechają się i obserwują równie bacznie, co ja ;)

wśród płci brzydkiej:

1. garniturowiec. czyta mini wydanie książki, żeby móc przeczytać ze 2 ministrony zanim wysiądzie i popędzi do swojej ważnej pracy. nie zwraca uwagi na nikogo.
2. pan i władca, często w towarzystwie pani nr 2. on siedzi, ona stoi gdy nie ma miejsc. gdy jedzie sam, przepycha się w znajomy nam wszystkim sposób "na babcię w tramwaju".
3. młody gangster... chce być tak widziany, choć w rzeczywistości wygląda prześmiesznie! obwieszony łańcuchami, ma tubkę żelu we włosach i żuje gumę tak, że wszyscy zdążyli już policzyć ilość wgryzień.
4. pan muzykant. człowiek jednego przeboju - gdy spotykasz go kilka razy wiesz już jaką piosenkę zagra.
5. grupka studentów - Erasmus. stoją bacznie jak pawiany chcąc zaimponować żeńskiej części.
6. marzyciel. ot, taki człowiek, co gapi się w okno mimo tego, że nic tam nie widać... (do tej kategorii wrzucam także żuli).
7. spracowane dłonie, czasem farba na spodniach, piwo w ręce. pracownik fizyczny (najczęściej już wracający do domu).

Kategoryzacja pomaga ogarnąć rzeczywistość. Gdy jest się w nowej rzeczywistości potrzeba pewnych standardów by mieć świadomośc, że zna się miejsce w którym się przebywa. Mam wrażenie, że gdy jest się w nowym miejscu samemu, tym bardziej potrzeba tej świadomości i wiary w to, że nie jest to złe czy niebezpieczne miejsce. Wtedy właśnie widząc młodą, czarnoskórą mamę uśmiechasz się na samą myśl, że jej córcia za moment zagapi się na Twoje kolorowe paznokcie.
Mi to wszystko pomogło. Poznałam multikulturowość miasta w najlepszy sposób jaki mogłam, zrozumiałam jego rytm widząc rytm życia ludzi którzy mieszkają w Brukseli. Zaczęłam też uczyć się drobnych zwrotów po francusku zaś widząc szaloną ilość rowerów i rowerzystów bardzo tęskniłam za swoim zielonym piesuarem i wyprawami na nim :)

PS. Obserwacje prowdzone były non stop, nie tylko w metrze... i muszę przyznać, że moim ulubionym typem brukselskiego człowieka był wyluzowany garniturowiec jadący do pracy na rowerze! :)

Jeśli chodzi o belgijskie atrakcje turystyczne muszę wspomnieć o:
1. BELGIAN WAFFLES (mimo, że belgowie (no, chyba, że dzieci albo staruszki w parkach) ich nie jedzą to kraj słynie z nich i można kupić je na każdym kroku np. w żółtych samochodach lub w okienkach specjalnych gofrowni ;)
2. kolejną rzeczą są oczywiście frytki z majonezem (i jak mawia klasyk: "they drown it in the shit!") - uwaga, bardzo ciężkie dla żołądka...
3. belgijskie piwa, do wyboru, do koloru - dosłownie!
4. czekoaldki - oh tak... pyszne, pyszne, pyyyyyszne!!!

Szczególnie polubiłam jeszcze pchli targ w dzielnicy Les Marolles w Brukseli. Targ jest do południa codziennie, jednak najwięcej ciekawych okazów można kupić w weekend, kiedy to targ działa dłużej - bardzo polecam! Kupiłam tam np. fantastyczny obrazek reklamujący wino (wyjęty z gazety z 1937r) w stanie idealnym! Ponieważ reklama jest bardzo zabawna i rowerowa - był to idealny prezent dla mego najukochańszego rowerzysty :)

Bardzo się rozpisałam chociaż nie miałam takiego planu... myślę, że idealnym podsumowaniem będzie kilka zdjęć. No i mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam ;)

Niebawem kolejne posty już z mojego craftowego życia ;)

Uściski!


gofry! :)


Leuven


Atomium, Bruksela


Mechelen


znajdź swój rower! :)

28 września 2011

flower power

Garstka kryształów Swarovskiego, żyłka, troszkę drobnicy i 2 próby, by uzyskać upragniony efekt...
No i jest - pierścionek, cały wypleciony przeze mnie i dumnie pokazywany przy każdej okazji!

PS. Jutro wyjeżdżam do Brukseli... mam nadzieję, że za miesiąc będę miała co Wam tutaj pokazać... zabieram ze sobą jedynie odrobinę sutaszu i kilka kamyków ale w głowie mam już pomysły na kolejne fascynatory (jeden już jest zaczęty...) :) Trzymajcie się dzielnie i craftujcie nieustannie!



24 września 2011

ptaszek Filip

Jakoś to tak zawsze bywa, że gdy człowiek nie ma co ze sobą zrobić to nagle, niczym przysłowiowy Filip z konopi, wyskakuje jakaś nowina... czasem to szansa, czasem podszept losu a czasem jakiś palec (najczęściej kogoś zaprzyjaźnionego), który wkurzająco dziubie Cię w ramię i mówi: dalej, dalej!

Ostatnio mnie też dziubnął taki paluch, nie przyjacielski ale jakiś taki, ot, paluch! I popchnął mnie na staż w administracji państwowej... Brzmi mądrze i poważnie? No pewnie! Ale to nie wszystko, bo ten staż jest w Brukseli i będę tam miesiąc :) Tak na prawdę to jestem przerażona i podekscytowana zarazem...

Gdy dowiedziałam się, że zostałam przyjęta na staż byłam na warsztatach ceramiki i szkliwiłam pewną ptaszynę... ;) Dobrze mi się teraz będzie wspominać patrząc na nią... ;)

PS. Uważajcie na dziubiące paluchy... i nie bójcie się ich ;)

PS2. Myślę, że idealne imię dla ptaszyny to Filip :)

PS3. Zrobiłam jeszcze miskę ale wygląda dziwnie ;) jest nierówna, szkliwo śmiesznie się ułożyło i według głosów mego otoczenia: "ma kształt podstawka pod żelazko" vel. "może robić za żelazko" ... ;> mimo wszystko fajnie mi się lepiło i mam zamiar po powrocie z Brukseli udać się na kolejne warsztaty! :)





Pozdrawiam gorąco w ten słoneczny, jesienny dzień...

15 września 2011

w pomarańczach

Smak świeżego soku z pomarańczy.
Kolor przypraw z marokańskiego souku.
Piękny pomarańczowy sinamay od Małgosi.

Pomarańcz siedzi mi w głowie od podróży po Indiach, czyli od roku! Później okazało się, że stał się kolorem sezonu letniego... teraz, nieco osłabiony w moc, chodzi za mną będąc pięknym kolorem nadchodzącej jesieni...

Dzisiaj kilka pomarańczowych myśli...

Sok ze świeżych pomarańczy w Maroku jest tańszy niż woda. Szklaneczka kosztuje 4 marokańskie dirhamy (około 1,20 zł). Lepiej nie korzystać ze szklanek oferowanych przez panów wyciskających ten sok... można za to mieć swoją butelkę i poprosić o przelanie do niej - lub po prostu poprosić o wypełnienie jej w całości (powinny wejść spokojnie 4 szklanki).



Souki w marokańskich medynach są zagadkami. Kupisz tam wszystko: biżuterię, ceramikę, ubrania, wyroby skórzane, słodkości, przyprawy, nawet zwierzęta i mięso! (w tych ostatnich przypadkach, osoby o wrażliwym powonieniu nie powinny się tam za bardzo zagłębiać...)



Pomarańczowy sinamay skusił mnie do wykonania fascynatora w formie spinki, tym razem większych rozmiarów... Trzy lilie plus kilka ozdobników... taki jesienny wariant moich pomarańczowych myśli.



26 lipca 2011

nęci, kręci i fascynuje...

Zabaw z sinamayem ciąg dalszy...
Tym razem ozdobna spinka z czekoladowego sinamayu z dodatkiem brązowych piór i koralików.
Przyznam szczerze, że podoba mi się taka mała forma i myślę, że więcej tego typu ozdób do włosów powstanie :)



letnie kwiaty

Latem jest kwitnąco, pachnąco, słonecznie i kolorowo... przynajmniej takie jest założenie ;) przesyłam nieco letnich kwiatów z pozdrowieniami! :)













20 lipca 2011

sutasz

Efekt wciąż nie taki, jakiego oczekuję ale próbuję... :)

brosza z agatem.




kolczyki z nefrytowymi kulkami.

19 lipca 2011

fascynator

Dzisiaj fascynator, który zrobiłam w domu, sama i bez pomocnego oka Małgosi Wybrańskiej od której kupiłam sinamay...

Jak się można spodziewać, samodzielne próby zawsze idą gorzej niż te pod okiem mentora ale uznajmy to za początek... ;)

Czarna baza. Z tyłu dwa pomarańczowe loopy a także kokarda ozdobiona czarnymi koralikami. Na dole trzy cekinowe aplikacje. Miały być jeszcze pióra ale uznałam, że będzie już za dużo tego wszystkiego ;)




13 lipca 2011

już niebawem...

Dzisiaj szybki post, chciałam jedynie pomarudzić chwilkę na brak wakacyjnej pogody i słońca... (skandal, ot co!) a także zaprezentować foto-zajawkę tego, co w najbliższych dniach zaprezentuję ;)



Mam nadzieję, że w najbliższych dniach obędzie się bez pogodowych niespodzianek, wybieram się bowiem w ten weekend na spotkanie z moimi ulubionymi Craftladies... sprawozdanie na pewno będzie ;)

uściski!

1 lipca 2011

:)

Obroniona na 5 i z tytułem magistra, wracam do świata craftowego :)

Dzisiejszy dzień jest jakiś mglisty w mojej głowie. Nie bardzo wiem co ze sobą zrobić... Na dobry początek zacznę sprzątać w swoim otoczeniu, muszę jakoś zamknąć etap studiów, nauki, walających się wszędzie książek o dewiantach i zajmę się czymś zupełnie innym - przygotowywaniami do wakacyjnej wyprawy. Plan jest taki: Poznań --> Rzym --> Marrakesz --> Porto --> Paryż... już się nie mogę doczekać! :)

Dzisiaj przedstawiam 2 sutaszowe pary kolczyków. Wciąż nie jestem z nich do końca zadowolona ale technika zdecydowanie mi się podoba więc mam zamiar działać dalej :)





Pozdrawiam serdecznie! :)

10 czerwca 2011

#1

Po raz pierwszy spróbowałam tej techniki i jestem oczarowana. Sutasz, niesamowitych kolorów sznureczek, który układa się w fantastyczne kształty i formy...

Podejście pierwsze do sutaszu zajęło mi trochę czasu... głównie z tego względu, że nie miałam kiedy zabrać się za tworzenie a poza tym bałam się, że nic mi się nie uda...

Z efektu jestem, o dziwo, zadowolona. Powstała dość sporych rozmiarów brosza (10cm długości) z agatem i szklanymi koralikami. Mimo, że są niedociągnięcia, jestem z siebie dumna ;) co więcej... zaraz zabieram się za sutasz w innych kolorach...

30 maja 2011

brochy

Wiem, że bardzo zaniedbuję bloga ale obiecuję sobie, że po obronie i całym magisterskim szale zajmę się na spokojnie craftami i odwiedzinami na zaprzyjaźnionych blogach...

Dzisiaj trzy brochy. Połączyłam filc ze zdekupażowanymi, malutkimi kaboszonami... przyznam szczerze, że lubię ten efekt :)



Trzymajcie kciuki za moje pomyślne pisarstwo magisterskie... uściski!

20 maja 2011

projekt - ciąg dalszy

Witajcie, dzisiaj kolejna dawka zdjęć... i jeszcze kilka słów od nas :)

Marta:
Bardzo się cieszę, że projekt udało nam się zrealizować zgodnie z planem. Nawet pogoda nam dopisała. Uważam, że nie tylko osiągnęłyśmy główny cel projektu, jakim była integracja grupy, ale także nawiązałyśmy fantastyczny kontakt z chłopakami. Ćwiczenia były odpowiednie dobrane dla chłopców, jednak największym zainteresowaniem cieszyły się, jak można się było tego spodziewać, zadania sportowe zawierające element konkurencji. Ćwiczeniem, które wzbudziło dużo emocji i przełamało pierwsze lody, było budowanie papierowej wieży (co widać zresztą na zdjęciach:)). Uważam, że projekt okazał się naszym dużym sukcesem i ciekawym doświadczeniem.


Ola:
Na wstępie muszę przyznać, że cały projekt minął mi bardzo szybko, co świadczy o tym ,że dobrze się bawiłam. Odniosłam wrażenie, że chłopaki też byli zadowoleni, zwłaszcza że zabawy, w których braliśmy udział pobudzały zarówno kreatywność jak i powodowały współzawodnictwo. Sądzę, że nasze cele, które przyjęłyśmy zostały poniekąd zrealizowane, poniekąd - ponieważ grupa z która przeprowadzałyśmy projekt wydawała się już całkiem zgrana. Dla mnie projekt ten był bardzo ciekawym doświadczeniem :)







18 maja 2011

facynator

Ostatatnio jestem wyjątkowo zabiegana... Z tego też powodu nie miałam kiedy podzielić się z Wami wrażeniami z warsztatów w jakich uczestniczyłam...

Niektórzy z Was znają już Małgosię Wybrańską (http://bezkapeluszanirusz.blogspot.com/) - ta wyjątkowa osoba, modystka, dzieli się swoją wiedzą podczas warsztatów. Cieszę się, że mogłam w nich brać udział, bo o tajemniczym sinamayu słyszałam już dawno a ponieważ jest on raczej słabo dostępny to nawet przy chęciach nie miałam możliwości sprawdzić co z nim można zrobić...








a oto efekt moich starań :)









Muszę przyznać, że bardzo mi się podobała praca przy fascynatorze... może skuszę się na kupno materiałów i zrobię coś jeszcze...?

Projekt - kilka słów

Nasz projekt Maszyna Przyjaźni wyszedł super!

Zarówno my, jak i chłopcy, bawiłyśmy się świetnie - z wrażenia aż zapomniałyśmy się i zdjęć jest mniej niż chciałyśmy ;) mimo wszystko, kilkoma się pochwalimy :)


Kilka słów od nas:

ja - funky martita:

Pracowałyśmy z grupą 10 chłopców z pierwszej klasy gimnazjum. Każdy z nich coś ma na sumieniu ale na tym się nie skupiałyśmy - chciałyśmy pobudzić ich do kreatywnego myślenia i stworzyć w ich grupie fajną atmosferę - moim zdaniem udało się nam to osiągnąć a efekt był momentami zaskakujący :) dla mnie osobiście to było bardzo pouczające doświadczenie, cieszę się, że udało się nam zrealizować nasz projekt.

Paulina:

Wg mnie udało nam się w pełni zrealizować cele projektu,widoczna była zwłaszcza integracja chłopców w trakcie wykonywania zadań (np. gra z obiektem, budowanie wieży). Z tego względu uważam przeprowadzony projekt za udany:) Większość chłopców chętnie uczestniczyła w naszych zadaniach, co również uważam za sukces:) Było również wiele okazji do śmiechu:) To było fajne doświadczenie, bardzo pouczające!


poniżej zdjęcia z początkowej części projektu - budowania wież z gazet :) jak widzicie, efekt został osiągnięty - dwie, piękne, długaśne wieże: od podłogi do sufitu!








za jakiś czas kilka kolejnych zdjęć :)