Miesiąc w Brukseli minął niesamowicie prędko. Ze względu na marną jakoś kradzionego internetu nie spędzałam na blogowaniu zbyt wiele czasu więc mam tu teraz sporo rzeczy do odkurzenia.
Zacznę od tego kilku słów o pobycie w Brukseli. Jest to miasto wielokulturowe i widać to na pierwszy rzut oka. Właśnie ta multikulturowość zrobiła na mnie spore wrażenie... Jeśli ktoś jeździ do pracy/szkoły codziennie jakąkolwiek komunikacją miejską (w której podróż trwa mniej niż rozdział w książce czy artykuł w gazecie) śmiem twierdzić, że zaczyna prowadzić swoistą obserwację swoich współpasażerów. I tak oto bazując na obserwacjach prowadzonych w metrze wyróżnić można kilka grup ludzi mieszkających w Brukseli:
wśród płci pięknej:
1. piękna, młoda, atrakcyjna, niesamowicie umalowana i świetnie ubrana muzułmanka.
2. mniej piękna, starsza choć wciąż z atrakcyjną twarzą muzułmanka w tradycyjnym stroju swojego kraju (najczęściej z Maroka).
3. zmęczona życiem kobieta ze zniszczonymi dłońmi, jak się okazuje przy baczniejszej obserwacji, czytająca historię nieszczęśliwej miłości Beaty C. z Zabrza i jej sąsiada Zenona G. który romansował z jej siostrą...
4. młoda studentkę... specyficzne rysy (nie mówiąc dosadnie, że jest po prostu mało atrakcyjna) znaczą o tym, że ma belgijskie korzenie. Czyta, słucha muzyki lub obgryza paznokcie i nie prowadzi obserwacji.
5. grupka głośnych, hiperaktywnych studentek mówiących po angielsku - Erasmus, wiadomo...
6. słowiańska buzia, kobieta w średnim wieku, ubrana schludnie ale bez rewelacji modowych.
7. soczyście wymalowana, czarnoskóra kobieta - najczęściej z bobasem w wózku i/lub jednym obok :) swoją drogą te małe dziewczynki są super, uśmiechają się i obserwują równie bacznie, co ja ;)
wśród płci brzydkiej:
1. garniturowiec. czyta mini wydanie książki, żeby móc przeczytać ze 2 ministrony zanim wysiądzie i popędzi do swojej ważnej pracy. nie zwraca uwagi na nikogo.
2. pan i władca, często w towarzystwie pani nr 2. on siedzi, ona stoi gdy nie ma miejsc. gdy jedzie sam, przepycha się w znajomy nam wszystkim sposób "na babcię w tramwaju".
3. młody gangster... chce być tak widziany, choć w rzeczywistości wygląda prześmiesznie! obwieszony łańcuchami, ma tubkę żelu we włosach i żuje gumę tak, że wszyscy zdążyli już policzyć ilość wgryzień.
4. pan muzykant. człowiek jednego przeboju - gdy spotykasz go kilka razy wiesz już jaką piosenkę zagra.
5. grupka studentów - Erasmus. stoją bacznie jak pawiany chcąc zaimponować żeńskiej części.
6. marzyciel. ot, taki człowiek, co gapi się w okno mimo tego, że nic tam nie widać... (do tej kategorii wrzucam także żuli).
7. spracowane dłonie, czasem farba na spodniach, piwo w ręce. pracownik fizyczny (najczęściej już wracający do domu).
Kategoryzacja pomaga ogarnąć rzeczywistość. Gdy jest się w nowej rzeczywistości potrzeba pewnych standardów by mieć świadomośc, że zna się miejsce w którym się przebywa. Mam wrażenie, że gdy jest się w nowym miejscu samemu, tym bardziej potrzeba tej świadomości i wiary w to, że nie jest to złe czy niebezpieczne miejsce. Wtedy właśnie widząc młodą, czarnoskórą mamę uśmiechasz się na samą myśl, że jej córcia za moment zagapi się na Twoje kolorowe paznokcie.
Mi to wszystko pomogło. Poznałam multikulturowość miasta w najlepszy sposób jaki mogłam, zrozumiałam jego rytm widząc rytm życia ludzi którzy mieszkają w Brukseli. Zaczęłam też uczyć się drobnych zwrotów po francusku zaś widząc szaloną ilość rowerów i rowerzystów bardzo tęskniłam za swoim zielonym piesuarem i wyprawami na nim :)
PS. Obserwacje prowdzone były non stop, nie tylko w metrze... i muszę przyznać, że moim ulubionym typem brukselskiego człowieka był wyluzowany garniturowiec jadący do pracy na rowerze! :)
Jeśli chodzi o belgijskie atrakcje turystyczne muszę wspomnieć o:
1. BELGIAN WAFFLES (mimo, że belgowie (no, chyba, że dzieci albo staruszki w parkach) ich nie jedzą to kraj słynie z nich i można kupić je na każdym kroku np. w żółtych samochodach lub w okienkach specjalnych gofrowni ;)
2. kolejną rzeczą są oczywiście frytki z majonezem (i jak mawia klasyk: "they drown it in the shit!") - uwaga, bardzo ciężkie dla żołądka...
3. belgijskie piwa, do wyboru, do koloru - dosłownie!
4. czekoaldki - oh tak... pyszne, pyszne, pyyyyyszne!!!
Szczególnie polubiłam jeszcze pchli targ w dzielnicy Les Marolles w Brukseli. Targ jest do południa codziennie, jednak najwięcej ciekawych okazów można kupić w weekend, kiedy to targ działa dłużej - bardzo polecam! Kupiłam tam np. fantastyczny obrazek reklamujący wino (wyjęty z gazety z 1937r) w stanie idealnym! Ponieważ reklama jest bardzo zabawna i rowerowa - był to idealny prezent dla mego najukochańszego rowerzysty :)
Bardzo się rozpisałam chociaż nie miałam takiego planu... myślę, że idealnym podsumowaniem będzie kilka zdjęć. No i mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam ;)
Niebawem kolejne posty już z mojego craftowego życia ;)
Uściski!
gofry! :)
Leuven
Atomium, Bruksela
Mechelen
znajdź swój rower! :)
1 komentarz:
Mnie nie zanudziłaś... Fantastyczny opis obserwacji.. Zazdroszczę Ci tych wojaży światowych :)
Prześlij komentarz