Garstka kryształów Swarovskiego, żyłka, troszkę drobnicy i 2 próby, by uzyskać upragniony efekt...
No i jest - pierścionek, cały wypleciony przeze mnie i dumnie pokazywany przy każdej okazji!
PS. Jutro wyjeżdżam do Brukseli... mam nadzieję, że za miesiąc będę miała co Wam tutaj pokazać... zabieram ze sobą jedynie odrobinę sutaszu i kilka kamyków ale w głowie mam już pomysły na kolejne fascynatory (jeden już jest zaczęty...) :) Trzymajcie się dzielnie i craftujcie nieustannie!
28 września 2011
24 września 2011
ptaszek Filip
Jakoś to tak zawsze bywa, że gdy człowiek nie ma co ze sobą zrobić to nagle, niczym przysłowiowy Filip z konopi, wyskakuje jakaś nowina... czasem to szansa, czasem podszept losu a czasem jakiś palec (najczęściej kogoś zaprzyjaźnionego), który wkurzająco dziubie Cię w ramię i mówi: dalej, dalej!
Ostatnio mnie też dziubnął taki paluch, nie przyjacielski ale jakiś taki, ot, paluch! I popchnął mnie na staż w administracji państwowej... Brzmi mądrze i poważnie? No pewnie! Ale to nie wszystko, bo ten staż jest w Brukseli i będę tam miesiąc :) Tak na prawdę to jestem przerażona i podekscytowana zarazem...
Gdy dowiedziałam się, że zostałam przyjęta na staż byłam na warsztatach ceramiki i szkliwiłam pewną ptaszynę... ;) Dobrze mi się teraz będzie wspominać patrząc na nią... ;)
PS. Uważajcie na dziubiące paluchy... i nie bójcie się ich ;)
PS2. Myślę, że idealne imię dla ptaszyny to Filip :)
PS3. Zrobiłam jeszcze miskę ale wygląda dziwnie ;) jest nierówna, szkliwo śmiesznie się ułożyło i według głosów mego otoczenia: "ma kształt podstawka pod żelazko" vel. "może robić za żelazko" ... ;> mimo wszystko fajnie mi się lepiło i mam zamiar po powrocie z Brukseli udać się na kolejne warsztaty! :)
Pozdrawiam gorąco w ten słoneczny, jesienny dzień...
Ostatnio mnie też dziubnął taki paluch, nie przyjacielski ale jakiś taki, ot, paluch! I popchnął mnie na staż w administracji państwowej... Brzmi mądrze i poważnie? No pewnie! Ale to nie wszystko, bo ten staż jest w Brukseli i będę tam miesiąc :) Tak na prawdę to jestem przerażona i podekscytowana zarazem...
Gdy dowiedziałam się, że zostałam przyjęta na staż byłam na warsztatach ceramiki i szkliwiłam pewną ptaszynę... ;) Dobrze mi się teraz będzie wspominać patrząc na nią... ;)
PS. Uważajcie na dziubiące paluchy... i nie bójcie się ich ;)
PS2. Myślę, że idealne imię dla ptaszyny to Filip :)
PS3. Zrobiłam jeszcze miskę ale wygląda dziwnie ;) jest nierówna, szkliwo śmiesznie się ułożyło i według głosów mego otoczenia: "ma kształt podstawka pod żelazko" vel. "może robić za żelazko" ... ;> mimo wszystko fajnie mi się lepiło i mam zamiar po powrocie z Brukseli udać się na kolejne warsztaty! :)
Pozdrawiam gorąco w ten słoneczny, jesienny dzień...
15 września 2011
w pomarańczach
Smak świeżego soku z pomarańczy.
Kolor przypraw z marokańskiego souku.
Piękny pomarańczowy sinamay od Małgosi.
Pomarańcz siedzi mi w głowie od podróży po Indiach, czyli od roku! Później okazało się, że stał się kolorem sezonu letniego... teraz, nieco osłabiony w moc, chodzi za mną będąc pięknym kolorem nadchodzącej jesieni...
Dzisiaj kilka pomarańczowych myśli...
Sok ze świeżych pomarańczy w Maroku jest tańszy niż woda. Szklaneczka kosztuje 4 marokańskie dirhamy (około 1,20 zł). Lepiej nie korzystać ze szklanek oferowanych przez panów wyciskających ten sok... można za to mieć swoją butelkę i poprosić o przelanie do niej - lub po prostu poprosić o wypełnienie jej w całości (powinny wejść spokojnie 4 szklanki).
Souki w marokańskich medynach są zagadkami. Kupisz tam wszystko: biżuterię, ceramikę, ubrania, wyroby skórzane, słodkości, przyprawy, nawet zwierzęta i mięso! (w tych ostatnich przypadkach, osoby o wrażliwym powonieniu nie powinny się tam za bardzo zagłębiać...)
Pomarańczowy sinamay skusił mnie do wykonania fascynatora w formie spinki, tym razem większych rozmiarów... Trzy lilie plus kilka ozdobników... taki jesienny wariant moich pomarańczowych myśli.
Kolor przypraw z marokańskiego souku.
Piękny pomarańczowy sinamay od Małgosi.
Pomarańcz siedzi mi w głowie od podróży po Indiach, czyli od roku! Później okazało się, że stał się kolorem sezonu letniego... teraz, nieco osłabiony w moc, chodzi za mną będąc pięknym kolorem nadchodzącej jesieni...
Dzisiaj kilka pomarańczowych myśli...
Sok ze świeżych pomarańczy w Maroku jest tańszy niż woda. Szklaneczka kosztuje 4 marokańskie dirhamy (około 1,20 zł). Lepiej nie korzystać ze szklanek oferowanych przez panów wyciskających ten sok... można za to mieć swoją butelkę i poprosić o przelanie do niej - lub po prostu poprosić o wypełnienie jej w całości (powinny wejść spokojnie 4 szklanki).
Souki w marokańskich medynach są zagadkami. Kupisz tam wszystko: biżuterię, ceramikę, ubrania, wyroby skórzane, słodkości, przyprawy, nawet zwierzęta i mięso! (w tych ostatnich przypadkach, osoby o wrażliwym powonieniu nie powinny się tam za bardzo zagłębiać...)
Pomarańczowy sinamay skusił mnie do wykonania fascynatora w formie spinki, tym razem większych rozmiarów... Trzy lilie plus kilka ozdobników... taki jesienny wariant moich pomarańczowych myśli.
Etykiety:
fascynator,
handmade,
na sprzedaż,
photos,
podróże,
zapiski
Subskrybuj:
Posty (Atom)